Prawdziwie pierwotny strach z paraliżem mięśni i postawionymi na sztorc włoskami na plecach przeżyliśmy w Bułgarii, we Wschodnich Rodopach. Siedzieliśmy ponad 30 godzin w górskiej w czatowni. Czekaliśmy na sępy płowe. Przed nami truchło krowy. Nadleciało… kilkanaście sztuk jednocześnie.
Dr n. farm. Barbara Bacler-Żbikowska
z wykształcenia biolog – botanik. Na co dzień jest pracownikiem naukowo-dydaktycznym w Katedrze i Zakładzie Botaniki Farmaceutycznej i Zielarstwa. Obecnie we współpracy z Naukowcami z Uniwersytetu Śląskiego prowadzi badania nad bioróżnorodnością siedlisk antropogenicznych i możliwości ich wykorzystania do pozyskiwania roślin leczniczych. Pracę magisterską robiła w dolinie rzeki Sztoły pod Bukownem. Ta rzeka już nie istnieje. Przetrwała jedynie na fotografiach do pracy magisterskiej.
Był rok 1996. Wtedy po raz pierwszy wzięłam ZENITA do ręki.
- Właściwie wychowałam się w ciemni. Fotografią zaraził mnie Tata. Do dziś mam w domu powiększalnik i maskownicę. Uwielbiałam zimowe wieczory, kiedy zamienialiśmy kuchnię w ciemnię i robiliśmy odbitki zdjęć rodzinnych. Fotografią przyrodniczą zajęłam się od momentu przygotowywania pracy magisterskiej. Do badań terenowych musiałam wykonać dokumentację fotograficzną – wspomina dr Bacler-Żbikowska. I dodaje:- Wtedy po raz pierwszy wzięłam lustrzankę ZENITA do ręki. Był rok 1996. W 1999 poznałam mojego męża. Ja fotografowałam, a on podróżował. Połączyliśmy nasze pasje, i tak jest do dziś! Znajomi już nas nie pytają „gdzie jedziemy” na wakacje tylko „na co”? W tym roku były świstaki w Alpach austriackich i flamingi w Parku Narodowym Camargue w południowej Francji. Miejsca do fotografii wybiera bardzo starannie w ramach tzw. czatowni etycznych. Prowadzone jest ono przez osoby i organizacje zajmujące się ochroną danego gatunku, które zyski z wynajmu czatowni przeznaczają na ochronę bioróżnorodności. Dlatego zdjęcia np. rybitw rzecznych fotografowała w czasie warsztatów prowadzonych na Wyspach Życia w dolinie Odry, a sępów w Bułgarii były zrobione z czatowni prowadzonej przez organizację zajmującą się ochroną sępa płowego i ścierwnika na Bałkanach. Na terenach chronionych takich jak Białowieski Park Narodowy korzysta z pomocy profesjonalnych przewodników.- W trakcie wyjazdów wiele razy miałam chwile zwątpienia. Te największe pod kołem polarnym w norweskiej tundrze. Chcieliśmy sfotografować lisa polarnego. Wiał silny arktyczny wiatr, który nas przewracał na otwartej przestrzeni, a temperatura odczuwalna wynosiła -200C. My … 7 godzin w bezruchu i … nic. Żadnego ujęcia, ale i tak kocham tundrę. To najbardziej zagrożone ociepleniem klimatu formacja roślinna na świecie z niesamowitymi mieszkańcami – podkreśla. - Niezwykłe są również norweskie klify zamieszkałe przez tysiące ptaków. Te najpiękniejsze fotografowałam na Hornoi – ptasiej wyspie na Morzu Barentsa. Czy kiedyś się bałam? Tak, chociaż zupełnie irracjonalne. Dotychczas najbardziej niebezpiecznymi momentami było „polowanie” na niedźwiedzia brunatnego w Finlandii. - Do czatowni wchodziliśmy ok 17.00 i wychodziliśmy o 7.00 rano. Białe czerwcowe noce w fińskiej tajdze pod kołem polarnym dawały niesamowite światło. Spotkanie oko w oko z „misiem” z odległości kilku metrów - bezcenne. Nie, wtedy się nie bałam się. To jak skok na bungee. Cudowna adrenalina – mówi dr Żbikowska. I dodaje: - Ale prawdziwie pierwotny strach z paraliżem mięśni i postawionymi na sztorc włoskami na plecach był w Bułgarii, we Wschodnich Rodopach. Siedzieliśmy ponad 30 godzin w górskiej w czatowni. Czekaliśmy na sępy płowe. Przed nami truchło krowy. Nadleciało… kilkanaście sztuk jednocześnie. Siadały tuż przy okienkach naszej czatowni. Rozpiętość skrzydeł to prawie 3 metry i ten dźwięk… jakby nadlatywały Nazgûle z „Władcy perścieni”. Zamarli na kilkanaście sekund. Zanim rozum przejął kontrolę nad ciałem nikt nie był w stanie się ruszyć, wcisnąć migawki aparatu. Oczywiście nic nam nie groziło, ale pierwotny instynkt wziął górę nad rozumem. Tak w ogóle ta krowa to najciekawsza „pamiątka z wakacji” zakupiona przez nas za 100 euro. Oczywiście, kiedy nasz przewodnik powiedział nam cenę za „feeding vultures” nie mieliśmy świadomości, że kupujemy zdechłą krowę.
Łatwo fotografować, jeśli czuje się więź z obiektem
Dr Bacler- Żbikowska podkreśla, że wszystkie fotografie mają w sobie cząstkę jej osoby. Bierze się to z głębokiej świadomości za każde wciśniecie migawki. - Myślę, że każde zdjęcie ma duszę, cząstkę duszy autora. Moje zdjęcia wykorzystuję w różnych publikacjach popularno-naukowych i naukowych. Jestem również autorką lub współautorką tablic edukacyjnych, także w naszym Muzeum Medycyny i Farmacji w Sosnowcu na „pszczelej ścieżce”.
Była przez kilka lat wolontariuszką w Laboratorium Bioróżnorodności Parku Śląskiego. Stąd jej publikacje fotograficzne ukazywały się często w „Gazecie Parkowej”. A z czasem wraz w Fundacją Park Śląski wydała cykl albumów o przyrodzie parku, bogato ilustrowanych m. in. jej i męża zdjęciami. Fotogafie państwa Żbikowskich były prezentowane m. in. na wystawach w Ogrodzie Botanicznym w Mikołowie w i Parku Śląskim oraz w Centrum Edukacyjnym „Szklany Dom” w Ciekotach. - Z całą pewnością mogę powiedzieć, że nigdy nie chciałam łączyć pracy zawodowej z fotografią. Należę do tych szczęśliwców, którzy w życiu zawodowym realizują swoje dziecięce marzenia. Tak, zawsze chciałam być biologiem i naukowo odkrywać świat – wyjaśnia dr Żbikowska i dodaje: - Zdjęcia są dla mnie sposobem zatrzymania na dłużej najpiękniejszych chwil, sposobem na podzielenie się moim światem z innymi. Pozwalają mi również w niesamowity sposób zwiedzać świat, dlatego wszystkim początkującym fotografom mówię jedno: uwierzcie w siebie. Fotografia jest w Was, a żaden aparat nie może wam przeszkodzić w utrwaleniu TEJ chwili.
Zapraszamy do świata Pani Doktor (http://barbarabacler-zbikowska.pl),
FB( https://www.facebook.com/barbara.baclerzbikowska) i Tik Toka (https://www.tiktok.com/@drosera2023).
Dane wysyłającego
Patrycja Matusińska